Pamiętam swoje początki. Wczytywałam w jedyny wtedy blog o metodzie Domana, czyli w artkuły Agi z teachyourbaby.pl (polecam bardzo ten blog 🙂 ). Robiłam notatki, w pracy słuchałam wersje audio które wtedy już były dostępne. Ale ciągle nie mogłam sobie poukładać te wszystkie powtórki, zmiany kart, ilości w sesji i tak dalej. Większość tych pytań pojawiło się dopiero kiedy zaczęłam działać, czyli na początku przygody z metodą Domana.
Wybrałam sobie ładnie 5 słów, pokazałam trzy razy pierwszego dnia, trzy drugiego, oczywiście zmieniając kolejność, ale już na trzeci dzień zainteresowania nie było. Hmmm… No i zagwozdka, co tu robić? Sądziłam, że zbyt wolno prezentuję, starałam się szybciej ale ciągle z tym samym zestawem słów.
Podążając za dzieckiem – Początek z metodą Domana
Co robiłam nie tak? Po mniej więcej 2 tygodniach poddałam się. Nie przemawiało do mnie że to ja bardziej jestem zainteresowana prezentacjami niż moje dziecko. Nie tak to widziałam w swojej wyobraźni. Podążałam za tym co pisze Doman:
„Jeśli ty nie bawisz się dobrze, lub twoje dziecko nie bawi się dobrze. przerwij. Robisz coś źle”.
No i kierując się tym motto w moje głowie, zdecydowałam że zrobię przerwę.
Po przerwie wyciągnęłam nowy zestaw który składał się po części ze starych słów (no bo nie pokazałam jeszcze je 15 razy :)), reszta słów była nowa. No i znowu po kilku prezentacjach moje dziecko bez zainteresowania uciekało przed kartami… Nie wesoło mi było. Słuchając Domana i czytając jego książek wyobrażałam jak ta prawa półkula w małej główce fajnie się rozwija, jak jej potencjał się nie marnuje tylko się powiela, jak cieszy się z naszej zabawy w czytanie… tu klapa. No cóż, na pewno byłam w 100% pewna, że nie chcę w żadnym przypadku dziecka zmuszać, więc jak tylko poczułam, że jej na tym nie zależy, rezygnowałam.
Z perspektywy czasu i doświadczenia wiem, że to była bardzo dobra decyzja i że na dobre wyszło, bo dzięki temu miałam możliwość dopasować metodę tak żeby odpowiadała nam obu i żeby na prawdę świetnie się razem bawiłyśmy 🙂 A w tym artykule napisałam więcej o metodzie czytania globalnego i tym jakie efekty mieliśmy po zabawie w czytanie.
Jak pokonaliśmy kryzys? – Początek z metodą Domana
Co zrobiłam w tej sytuacji? Po rozmowie z mężem zdecydowaliśmy, że spróbujemy jeszcze prezentację komputerowe. Miałam wrażenie, że na komputerze będę w stanie zmieniać slajdy o wiele szybciej niż ręcznie i to może zadziałać. Przygotowała sobie kilka prezentacji i zaprosiłam Ewelinkę na niespodziankę 😉 Ona bardzo lubi nowości, jak każde dziecko zapewne.
Ależ była odmiana. Mega jej się spodobało. Pochłonęła chyba z 30 slajdów i chciała jeszcze 🙂 Więc ja miałam super ogromną motywację do przygotowywania różnych materiałów. Korzystałam ze wszystkich dostępnych na internecie źródeł żeby tę ciekawość i apetyty mojego dziecka zadowolić. Bardzo na etapie początku z metodą Domana, mnie wyręczył program maluchczyta.pl, miałam akurat dostęp do wersji demonstracyjnej, która zawierała mnóstwo dobroci 😉 I tak udało się przebrnąć przez nasz kryzys z kartami.
Już na etapie zdań i książek korzystała w większości z materiałów drukowanych. Książeczki w której główną bohaterką była Ewelinka zawsze cieszyły się największym zainteresowaniem. A ja byłam zachwycona tym, że mogłam sama tworzyć dla niej to co jej się podoba, podążając za zainteresowaniami dziecka. O tym jakie są sposoby na produkowanie kart pisałam w tym artykule