Niedawno na placu zabaw jedna z moich znajomych stwierdziła, że każda mama wychowuje swoje dzieci według tego co uważa za ważne. Ktoś kocha podróże i nawet do głowy mu nie przychodzi, że warto by uczyć swoje dwuletnie dziecko czytania, a ktoś od urodzenia inwestuje czas i siły w edukowanie maluszka. No cóż ile ludzi tyle pomysłów. Ja jestem zdania, że im bardziej różnorodnie tym lepiej. Im więcej języków w różnym stopniu poznaje dziecko, im więcej ciekawych miejsc odwiedza, im więcej eksperymentowania, malowania, gotowania, czasu spędzonego z rodzicami, muzykowania, tańczenia i im bardziej różnorodne są to zajęcia, tym lepiej. Dlaczego? Przynajmniej dlatego, że nigdy nie wiadomo co dziecko zainteresuje póki nie pozna tematu.
Taki przykład z naszego życia: mamy w domu pianino, mąż gra i dlatego codziennie słyszymy jakiś piękny utwór. Czasem córka się zainteresuje ale większego zainteresowania na razie nie ma. Jakiś czas temu kupiliśmy ukulele no i jest szał, gra i podśpiewuje, cieszy się, że ma “swoją gitarkę” i tak dalej. Nigdy byśmy nie wiedzieli, że kocha dźwięki ukulele i że tak jej się spodoba gdybyśmy nie go kupili, tak zupełnie spontanicznie. Wiem, ktoś może powiedzieć, że przecież nie można mieć wszystkiego i jeśli będzie chciała powiedzmy kontrabas, to i tak go nie dostanie, bo jest po pierwsze drogi i duży, a po drugie.. jaki sąsiad to zniesie? 😉
Oczywiście, że wszystkiego nie da się dziecku przedstawić, pokazać i dać, no i to w zasadzie jest cała odpowiedź. My nie możemy dać dziecku wszystkiego, więc dajmy mu przynajmniej to co w naszych siłach.
Tak jak pisałam wyżej: im bardziej różnorodnie tym lepiej. Dlatego małe dzieci uwielbiają poznawać i rozkminiać czytanie, bo to jest ciekawa i wesoła zabawa. To jest tylko jedna z tysiąca rzeczy które interesują dzieci i zajmuje maksymalnie kilka sekund dziennie. Więc dlaczego nie wykorzystać takiej możliwości i czasu – w którym dziecko jest najbardziej chłonne wiedzy i nie nauczyć czytać swojego maluszka? 🙂 Przy okazji też rozwijając jego pamięć i zasób słów.
Nauka czytania metodą Domana jest tak naturalna i prosta, że każdy może spróbować ją wprowadzać, na pewno nie będzie ona przeszkadzała waszej zwykłej codzienności. Ten kto lubi podróże może zabrać karty ze sobą i pokazać podczas przystanku; rodzice pracujący mogą prezentować przed snem.
Dziś rano przeczytałam taki komentarz, mianowicie: “Po co uczyć dziecko czytać skoro nie potrafi zawiązać sznurówki albo przygotować sobie posiłek?”.
Według mnie zawiązywanie sznurówek oraz nauka czytania to dwie zupełnie niezależne od siebie rzeczy, które w żaden sposób ze sobą nie kolidują. No ale nie mniej jednak są takie komentarze. Zdaje sobie sprawę, że większość ludzi ma w swojej głowie taką blokadę, że dzieci mają być gotowe na naukę czytania. Czekają na jakiś ‘wyimaginowany’ wiek, okres, znak, kiedy zrozumieją: ‘O, teraz moje dziecko jest gotowe na naukę czytania’. Oczywiście, są okresy kiedy dziecko w pewnym wieku (może to być 2 lata, 4 albo 6) wykazuje zainteresowanie literami i dopytuje się co tu jest napisane, ale jest to z pewnością nie ten najbardziej efektywny czas, kiedy dziecko najbardziej pragnie uczyć się czytać i widzieć ten tekst, który przed nim ukrywają dorośli, produkując książki dla dzieci z mikroskopijnym rozmiarem tekstu, zupełnie nie dostosowanym do możliwości i potrzeb dziecka. Myślę, że o tym trzeba mówić i pisać. Jest dużo dorosłych ludzi, którzy w wieku 3-4 lat nauczyli się czytać płynnie, chociaż nikt je świadomie i specjalnie tego nie uczył. Rodzice odpowiadali na zainteresowanie dziecka i gdy ono dopytywało się co tu jest napisane, rodzic odpowiadał. Tak niektórzy nauczyli się czytać gotując z mamą i czytając etykiety na opakowaniu a ktoś uwielbiał czytać z tatą i ciągle interesował się coraz to nowym słowem. To właśnie jest czytanie globalne – pokazujemy dziecku całe słowo a ono przetwarza informacje i samodzielnie uczy się literek. Dlaczego w metodzie Domana prezentujemy szybko? Bo tak ‘lubi’ mózg małego dziecka. Prawa półkula, która u małych dzieci dominuje zapamiętuje fakty szybko, bez dodatkowych tłumaczeń i analizowania.
“Po co uczyć dziecko czytać skoro nie potrafi zawiązać sznurówki albo przygotować sobie posiłku?” mam taką odpowiedź : “Po co dawać dziecku kredkę do rąk skoro nie umie założyć skarpetki albo umyć zębów?”. O to chodzi, że jeśli byśmy czekali do pewnego właściwego momentu gdy nasze dzieci powiedzmy nauczą się samodzielnie prawidłowo myć zęby a dopiero potem damy im kredkę do rysowania, (bo do tego momentu to jaki sens? przecież jest nie gotowe..), to jaki byłby skutek? Rączki i wszystko to co one robią mają olbrzymi wpływ na formowanie naszego mózgu, powstanie połączeń neuronalnych i funkcjonowanie całego organizmu. To tak jak gdybyśmy czekali do jakiegoś konkretnego momentu kiedy dziecko będzie gotowe do rysowania (pod warunkiem, że kredki są schowane, tak jak czytanie, bo jeśli nie zwiększymy tekstu i nie zaprezentujemy dziecku, to czytanie jest dla niego niedostępne). A więc wracając do rysowania: wyobraźmy sobie sytuację, w której nie udostępniamy dziecku kredek, wręcz chowamy je i czekamy kiedy naszym zdaniem dziecko będzie na nie gotowe lub zacznie samo pokazywać, że już ten czas, mamo gdzie kredki?, chcę malować . Jaki byłby skutek?
Po pierwsze, dziecko już dużo straciło, bo nie działało rączkami, nie ćwiczyło chwytu pęsetkowy (nie mówię, że w ogóle, ale ta ważna aktywność była mu ograniczona), te tysiące połączeń między neuronami były stracone.
Po drugie, w wieku kiedy rodzic zdecydował się na pokazanie dziecku rysowania (4-5 lat, może czasem 3) jego możliwości manualne i wyobraźnia nie są tak dobrze rozwinięte jak u dzieci, które te umiejętności ćwiczą od roczku. Minie pewnie sporo czasu kiedy dziecko zaprzyjaźni się z kredkami i poczuje się na tyle swobodnie żeby tworzyć własne dzieła. Przecież jest pełno filmów na YT gdzie, możemy zobaczyć przepiękne prace 3-4 latków, które od małego miały kontakt z malowaniem i rysowaniem, rozwijały się i robiły to co lubią.
Mam nadzieję, że moja myśl będzie dla was zrozumiała – dziecko jest gotowe do nauki, nie tylko nauki czytania a do poznawania świata w całości. Nie trzeba czekać na nie wiadomo co, na znak i jakiś konkretny wiek. Ono jest gotowe umysłowo i fizycznie (jedynie na początku potrzebuje naszego wsparcia), kocha to, jest ciekawe świata i chłonne wiedzy. Glenn Doman i jego zespół to udowodnili. Stworzyli program, porady dla rodziców i pokazali jakie piękne może być życie kiedy to mama albo tata są tymi pierwszymi nauczycielami swojego dziecka. Działajcie, nie bójcie się, że to zawczasu, nikt tak nie robi, że nie zadziała. Dawajcie swojemu dziecku to czego pragnie – rozwój, poznawanie świata, czas spędzony z najbliższymi podczas wesołej i bardzo szybkiej zabawy w czytanie.